piątek, 9 stycznia 2015

A po nocy przychodzi dzień...


Już jutro będę miała cesarskie cięcie! Już jutro zostanę mamą! Czy będzie bolało? Jak zniosę znieczulenie? Jak to jest być w szpitalu? Jak to jest zostać MAMĄ!!??
Te i wiele, wiele innych pytań nurtowało mnie w nocy 29 na 30 października 2014 roku. Bałam się cholernie! No ale cóż jakoś ta moja Zuzia z brzuszka wyjść musiała, a że okazało się że jest małym uparciuchem i nie zamierza się odwrócić główką do dołu zostałam zmuszona do porodu przez cesarskie cięcie w 39 tygodniu ciąży. 30 października wstałam o 5.30 rano, zjadłam śniadanko i po 7 wyruszyliśmy z mężem do szpitala aby na 8 spotkać się z moim lekarzem na izbie przyjęć. Przed wyjściem zrobiłam sobie ostatnie zdjęcie z brzuszkiem, pomalowałam się (jak na przyszłą mamę przystało) , pożegnałam mojego psiaka i wyruszyłam w drogę do Rudy Śląskiej…

Cięcie miało być około południa a ja już o 10 byłam po wszystkich badaniach i zabiegach więc miałam dużo czasu na… myślenie! A że jestem po szkole pielęgniarskiej w której doskonale nauczyli mnie wszelkich powikłań po i w trakcie cięcia cesarskiego były to chyba najgorsze godziny w moim życiu! Nie chciałam siedzieć w sali więc ostatnie godziny w ciąży spędziłam z ukochanym na korytarzu szpitala. W końcu wybiła godzina ZERO! Pojechałam na moim łóżku na salę operacyjną gdzie czekał już mój lekarz (cudowny lekarz, cudowny mężczyzna! Znał mnie od lutego, prowadził moją ciąże, bez niego bym nie dała rady! Rozśmieszał mnie, tłumaczył co robi i co najważniejsze jako pierwszy miał moje dzieciątko na rękach ) po dość bolącym znieczuleniu (tak, mnie bardzo bolało wbijanie tej ogromnej igły w mój kręgosłup. Do tego wszystkiego nie potrafiłam się porządnie schylić do znieczulenia, ponieważ mój brzuszek był tak duży,  że całkowicie mi krępował jakiekolwiek ruchy) położono mnie na stół chwila moment ii…. Usłyszałam płacz! TAK ! TAK! Łzy się polały, moja córka była na świecie!!! Moja kochana Zuzia na którą tak czekałam! Gdy mi ją pokazano pierwszy raz od razu zobaczyłam że ma oczka jak tatuś, była taka śliczna i przede wszystkim MOJA! Łzy się lały coraz mocniej, wtedy już nie słuchałam lekarza, położnej, anestezjologa, myślałam tylko o tym żeby jak najszybciej pojechać na piętro i wraz z moim mężem cieszyć się naszą myszką. Tutaj należy jednak wspomnieć, że po podaniu oksytocyny moje ciało oszalało! Zrobiło mi się strasznie niedobrze, serce mi mocno biło, bardzo się spociłam. W tym momencie warto sobie obrać jakikolwiek punkt na sali operacyjnej, w który będzie się można patrzeć i patrzeć by nie myśleć o tym co teraz lekarze robią z twoim ciałem. Moim punktem był zegar. Nigdy go nie zapomnę, stary, czarny zegar z białymi wskazówkami znajdował się po mojej prawej stronie. Patrzałam na niego przez cały zabieg, zaciskałam zęby i czekałam, aż skończą! 

Po odwiedzinach teściowej, babci i po tym jak mój mąż pojechał opijać swoją pierworodną zostałyśmy same. Ja MAMA i moja CÓRKA. Wszystko było by dobrze gdyby nie to, że cholernie bolało, co prawda miałam to w dupie, nie użalałam się nad sobą, jednakże zajmowanie się dzieckiem które ma kilka godzina leżąc nieruchomo w łóżku nie było łatwe. Moja ambicja i chęć zostania z moją kruszynką na całą noc nie pozwoliły mi oddać jej do opieki położnym więc wszystkimi siłami ( modląc się co chwile o koleją kroplówkę z Tramalu lub Paracetamolu) próbowałam się zając moją małą całą noc. Z tamtej nocy bardzo mało pamiętam. Nie wiem czy byłam tak "naćpana" Tramalem, czy też hormony, adrenalina zrobiły swoje, a może mój organizm nie chce pamiętać tego cholernego bólu, który mi towarzyszył te 12 godzin...

 Po pierwszej ciężkiej nocy przyszedł dzień, obudziła mnie położna „budzimy się, trzeba wstać i iść się wykąpać” Coooooo? Jak ja mam wstać? Jak ja mam iść? Przecież ledwo co zgięłam delikatnie kolana przed sekundą żeby mi się wygodniej leżało! No ale z położną żartów nie było, raz dwa i 20 minut później siedziałam wykąpana w czystym łóżku. Pierwszy dzień minął szybko, cieszyłam się swoim macierzyństwem, cieszyłam się z telefonów najbliższych osób, smsów od koleżanek ze studiów z gratulacjami.

Pobyt w szpitalu minął szybko, bardzo dobrze wspominam ten czas! Dzięki mojemu lekarzowi będę wspominać poród zawsze z uśmiechem na twarzy, według mnie lepszego sobie wymarzyć nie można. 



Było fantastycznie! Przyszłe mamy nie bójcie się!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz