sobota, 31 stycznia 2015

Moje ciało - moja sprawa!

Wczoraj minęły dokładnie trzy miesiące od kiedy zostałam mama!!

Dokładnie 9 marca 2014 roku dowiedziałam się, że nią zostanę.

Zmieniło się wszystko, a w szczególności zmieniłam się Ja. Największy szok przeżyłam, gdy codziennie patrzałam w lusterko i codziennie widziałam jak zmienia się moje ciało. Nigdy nie byłam przesadnie chuda ani gruba. Zawsze siebie lubiłam, miałam boczki, fajne piersi, mieściłam się w rozmiar 38 a czasami w 40... Marzec, kwiecień, maj minęły raczej spokojnie. Nic się za bardzo nie zmieniło w moim ciele. Rewolucja nadeszła w czerwcu. Pierwsze egzaminy, a ja stałam przed lustrem przejęta, że nie mam co na siebie włożyć. Jeansy były już trochę za małe, bluzki opinały mój rosnący brzuszek, na szczęście JESZCZE potrafiłam się zmieścić w buty. Jedyną "elegancką" rzeczą, w której wyglądałam znośnie była sukienka mojej mamy. Była ładna, niestety nawet jak by była brzydka nie miałabym wyboru, bo na egzaminy iść trzeba. Po za szkołą mogłam nosić leginsy , no ale ile w nich chodzić można? Mój mężczyzna spotkał  się ze starymi kumplami, a ja dzięki temu, że miałam wolny wieczór wybrałam się po raz pierwszy na ciążowe zakupy. Oczywiście na początku postanowiłam znaleźć coś większego w normalnych sklepach. Niestety, wszystko za duże w udach, za małe w brzuszku... Po przejściu całego centrum handlowego postanowiłam wejść do sklepu z modą ciążową. Kupiłam sobie piękne, miętowe jeansy z ogromną gumą na brzuchu (o rozmiarze pisać nie będę). Tak oto stałam się prawdziwą ciężarówą! :D

Mój brzuszek rósł i rósł, we wrześniu był już na prawdę duży (we wrześniu brałam ślub cywilny w sukience XXL :D (ale o tym innym razem)).  W październiku ledwo co się ruszałam, domyślam się, że większość myślała o tym, że mam dwojaczki. Nie umiałam założyć żadnych butów, obrączki. Przez cały październik nosiłam kurtkę męża i adidasy, w których przed ciążą ćwiczyłam na siłowni. Jednak najgorsze było przede mną!


Po porodzie mój brzuch drastycznie zmalał i zaczęły się kłopoty! W bardzo szybkim tempie pojawiło się sporo rozstępów (oczywiście w ciąży też już ich parę miałam). Byłam zrozpaczona, nie dość, że rana po cięciu na początku nie wyglądała zbyt dobrze, to mój brzuch był cały czerwony. Szczerze? smarowałam go raz, dwa razy dziennie kremem na rozstępy, a potem szybko chowałam pod koszulkę i wolałam w ogóle na niego nie patrzeć. Na początku stycznia gdy mój rozmiar trochę zmalał postanowiłam wybrać się do sklepu po spodnie i tam w przymierzalni szok! mój brzuch wygląda OK! nie ma rozstępów, wyjaśniały! Ale się cieszyłam, tak bardzo się bałam, że będą widoczne cały czas. Rana po cięciu wygląda rewelacyjnie - muszę przyznać, że mój lekarz się postarał. Oczywiście mój brzuch już nigdy nie będzie taki sam, ale co tam przecież zostałam MAMĄ! To dzięki mojej córci taki się zrobił, opłacało się! Jednak nie samym brzuchem człowiek żyje, w moim ciele zmieniło się wszystko. Piersi urosły o jakieś dwa rozmiary, na rękach pojawiły się mięśnie (od noszenia przez 15 godzin dziennie 6,5kg dzieciaka). 
Wszyscy mnie straszyli, że po ciąży mi wypadną włosy - nie wypadły! nie ma się o co martwić. Skóra też się nie zmieniła. Może nawet wyglądam lepiej - jestem teraz w takim okresie życia, że czuje, że mogę wszystko. Jestem bardzo szczęśliwa! 
Moje dziecko nie patrzy jak wyglądam, ono mnie nie ocenia. Dla Zuzi jestem najpiękniejsza, najwspanialsza, a teraz to właśnie dla niej żyje i jej poświęcam 100 % swojego czasu. 



\



Oczywiście nie siadam na laurach i codziennie ćwiczę na orbitreku, który zajął szczególne miejsce w moim mieszkaniu. Mam nadzieje, ze do wakacji powrócę do rozmiaru 38 :P


https://www.facebook.com/zuzannapanna

http://instagram.com/kucykem/

piątek, 23 stycznia 2015

Niemowlęce bóle brzuszka


Czym się różni dziecko dziecko od dziecka z bólem brzuszka? Wszystkim!
Moje dziecko przez pierwszy miesiąc było aniołkiem, mało płakało, przesypiało noce, budziło się tylko na karmienie a ja wpatrzona w swoją ciągle śpiącą córeczkę mówiłam dość często "wstawaj Zuziu! życie prześpisz"  no i mnie w końcu wysłuchała. Pewnego wieczoru zaczęła płakać, głośniej, głośniej i coraz głośniej wtedy już wiedzieliśmy, że to nie zwykły płacz bo jest głodna albo śpiąca, płacz Zuzi ewidentnie wskazywał na ból. Ból musiał być duży bo i wrzask był straszny. Straszne to dla matki, patrzenie na swoje dziecko, które ogromnie cierpi. Na szczęście matka pielęgniarka na wszystko przygotowana od razu z apteczki wyciągnęła kropelki Bobotic - wszyscy mi je polecali i teraz i ja mogłabym je polecić, są bardzo dobre, szybko działają, mają dziwny chemiczny malinowy smak ale Zuzi strasznie smakują. Najczęściej podaje je na smoczek i już samym ssaniem się uspokaja. Pierwszy ból brzuszka minął, ale pojawiły się kolejne i kolejne i kolejne i tak już od prawie dwóch miesięcy żyjemy sobie My, Zuzia i ból brzuszka :)
Na to cierpienie jest jedna rada, cudowna rzecz, która pozwala wszystko przetrwać - CIERPLIWOŚĆ!
Ja mam jej dużo i chodź serce mi pęka za każdym razem gdy słyszę jej płacz, dzięki cierpliwości dajemy sobie doskonale rade.

Oczywiście po pewnym czasie zaczęłam szukać przyczyn bóli brzuszka Zuzi, no i znalazłam:
-nieprawidłowa dieta matki karmiącej dziecko - moja wydaje mi się prawidłowa, z ręką na sercu jem na prawdę ostrożnie i strasznie się pilnuje. Nie przesadzam - bo nie można. Jednak przed zjedzeniem czegokolwiek analizuje dany produkt aby był dla Zuzi w 100% bezpieczny :)
-stres, pośpiech i niezadowolenie karmiącej mamy - to także do Nas nie pasuje. Ja UWIELBIAM karmić piersią, jestem z tego bardzo dumna i cieszy mnie każda taka chwila. Nigdy się nie śpieszę, zawsze mamy z Zuzią czas na karmienie, nie zależnie czy trwa to 10 czy 40 minut.
-łapczywe jedzenie i połykanie powietrza - to tak pół na pół, jak była mniejsza to jadła bardzo łapczywie. Teraz nauczyła się ładnie jeść, czasem jej się zdarza jeść dość szybko ale to po długiej drzemce gdy budzi się baaaardzo głodna. Myślę, że to nie to.
-przekarmianie - Zuzia jest karmiona piersią na żądanie, raczej się nie przejada bo przerwy pomiędzy posiłkami mają co najmniej 2-3 godziny. Rzadko kiedy je częściej, no chyba że jest smutna i potrzebuje sobie coś possać ;)
-nieprawidłowa dieta dziecka - moje ma najlepszą - mleczko mamy ;)
-nietolerancja laktozy - niestety to okazało się całym winowajcą całodniowego bólu brzuszka!
Pani pediatra na jednej z wizyt kazała nam kupić kropelki Delicol, pierwszy raz o nich słyszałam. Jak to na prawdziwego Polaka XXI wieku przystało pierwsze co w drodze powrotnej z przychodni przejrzałam internet co to w ogóle jest. Naczytałam się skrajnych opinii od tego, że jest cudowny i zbawienny po takie, że nic nie daje. Jedyne co zgadzało się w każdym poście to to, że jest drogi i na krótko starcza. Faktycznie, ceny w aptekach w Katowicach wahają się między 25.99zł, a 49.99zł. Same kropelki mnie (mamie karmiącej piersią na żądanie) starczają na około +/- 3 dni. Kropelki podaje się przed każdym posiłkiem, są gorzkie w smaku, ale Zuzanka jakoś nie narzeka :) Jedyną dobrą wiadomością jest to, że preparat podaje się do 3-4 miesiąca życia. Zuzia za chwile kończy trzy miesiące więc może już za niedługo preparat ten nie będzie nam potrzebny.


A wiecie co jeszcze robię żeby uśmierzyć ból Zuzanny?
-kąpiel w ciepłej wodzie, Moja Zuza jak tylko poczuje ciepłą wodę od razu się śmieje, nie ważne czy boli, czy nie boli Ona zawsze w wanience będzie uśmiechnięta. Kąpiel rozluźnia mięśnie brzuszka i  relaksuje maluszka.
-masaż oliwką - to nie jest dla niej zbyt przyjemne, bo kto by chciał by po bolącym brzuszku ktoś go dotykał, jednak chwilową ulgę Jej przynosi. Masaż robimy oliwką dla niemowląt, masując brzuszek zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara. 
-pozycja na brzuszku - kładziemy niemowlę na brzuszku i masujemy mu plecki tak aby delikatnie ucisnąć maluszkowi brzuszek. Dzięki tej metodzie gazy szybciej uciekną, a praca jelit się usprawni. 
-podciąganie kolanek do brzuszka - fajna rzecz, Zuzia lubi zabawę "a teraz nóżki do brzuszka, 1,2,3,4,5 i prostujemy... a teraz nóżki do brzuszka..." pomaga! 
-jednak NAJLEPSZYM sposobem jest długie noszenie, przytulanie, całowanie, smoczuś na uspokojenie, spokojne kołysanie 










piątek, 9 stycznia 2015

A po nocy przychodzi dzień...


Już jutro będę miała cesarskie cięcie! Już jutro zostanę mamą! Czy będzie bolało? Jak zniosę znieczulenie? Jak to jest być w szpitalu? Jak to jest zostać MAMĄ!!??
Te i wiele, wiele innych pytań nurtowało mnie w nocy 29 na 30 października 2014 roku. Bałam się cholernie! No ale cóż jakoś ta moja Zuzia z brzuszka wyjść musiała, a że okazało się że jest małym uparciuchem i nie zamierza się odwrócić główką do dołu zostałam zmuszona do porodu przez cesarskie cięcie w 39 tygodniu ciąży. 30 października wstałam o 5.30 rano, zjadłam śniadanko i po 7 wyruszyliśmy z mężem do szpitala aby na 8 spotkać się z moim lekarzem na izbie przyjęć. Przed wyjściem zrobiłam sobie ostatnie zdjęcie z brzuszkiem, pomalowałam się (jak na przyszłą mamę przystało) , pożegnałam mojego psiaka i wyruszyłam w drogę do Rudy Śląskiej…

Cięcie miało być około południa a ja już o 10 byłam po wszystkich badaniach i zabiegach więc miałam dużo czasu na… myślenie! A że jestem po szkole pielęgniarskiej w której doskonale nauczyli mnie wszelkich powikłań po i w trakcie cięcia cesarskiego były to chyba najgorsze godziny w moim życiu! Nie chciałam siedzieć w sali więc ostatnie godziny w ciąży spędziłam z ukochanym na korytarzu szpitala. W końcu wybiła godzina ZERO! Pojechałam na moim łóżku na salę operacyjną gdzie czekał już mój lekarz (cudowny lekarz, cudowny mężczyzna! Znał mnie od lutego, prowadził moją ciąże, bez niego bym nie dała rady! Rozśmieszał mnie, tłumaczył co robi i co najważniejsze jako pierwszy miał moje dzieciątko na rękach ) po dość bolącym znieczuleniu (tak, mnie bardzo bolało wbijanie tej ogromnej igły w mój kręgosłup. Do tego wszystkiego nie potrafiłam się porządnie schylić do znieczulenia, ponieważ mój brzuszek był tak duży,  że całkowicie mi krępował jakiekolwiek ruchy) położono mnie na stół chwila moment ii…. Usłyszałam płacz! TAK ! TAK! Łzy się polały, moja córka była na świecie!!! Moja kochana Zuzia na którą tak czekałam! Gdy mi ją pokazano pierwszy raz od razu zobaczyłam że ma oczka jak tatuś, była taka śliczna i przede wszystkim MOJA! Łzy się lały coraz mocniej, wtedy już nie słuchałam lekarza, położnej, anestezjologa, myślałam tylko o tym żeby jak najszybciej pojechać na piętro i wraz z moim mężem cieszyć się naszą myszką. Tutaj należy jednak wspomnieć, że po podaniu oksytocyny moje ciało oszalało! Zrobiło mi się strasznie niedobrze, serce mi mocno biło, bardzo się spociłam. W tym momencie warto sobie obrać jakikolwiek punkt na sali operacyjnej, w który będzie się można patrzeć i patrzeć by nie myśleć o tym co teraz lekarze robią z twoim ciałem. Moim punktem był zegar. Nigdy go nie zapomnę, stary, czarny zegar z białymi wskazówkami znajdował się po mojej prawej stronie. Patrzałam na niego przez cały zabieg, zaciskałam zęby i czekałam, aż skończą! 

Po odwiedzinach teściowej, babci i po tym jak mój mąż pojechał opijać swoją pierworodną zostałyśmy same. Ja MAMA i moja CÓRKA. Wszystko było by dobrze gdyby nie to, że cholernie bolało, co prawda miałam to w dupie, nie użalałam się nad sobą, jednakże zajmowanie się dzieckiem które ma kilka godzina leżąc nieruchomo w łóżku nie było łatwe. Moja ambicja i chęć zostania z moją kruszynką na całą noc nie pozwoliły mi oddać jej do opieki położnym więc wszystkimi siłami ( modląc się co chwile o koleją kroplówkę z Tramalu lub Paracetamolu) próbowałam się zając moją małą całą noc. Z tamtej nocy bardzo mało pamiętam. Nie wiem czy byłam tak "naćpana" Tramalem, czy też hormony, adrenalina zrobiły swoje, a może mój organizm nie chce pamiętać tego cholernego bólu, który mi towarzyszył te 12 godzin...

 Po pierwszej ciężkiej nocy przyszedł dzień, obudziła mnie położna „budzimy się, trzeba wstać i iść się wykąpać” Coooooo? Jak ja mam wstać? Jak ja mam iść? Przecież ledwo co zgięłam delikatnie kolana przed sekundą żeby mi się wygodniej leżało! No ale z położną żartów nie było, raz dwa i 20 minut później siedziałam wykąpana w czystym łóżku. Pierwszy dzień minął szybko, cieszyłam się swoim macierzyństwem, cieszyłam się z telefonów najbliższych osób, smsów od koleżanek ze studiów z gratulacjami.

Pobyt w szpitalu minął szybko, bardzo dobrze wspominam ten czas! Dzięki mojemu lekarzowi będę wspominać poród zawsze z uśmiechem na twarzy, według mnie lepszego sobie wymarzyć nie można. 



Było fantastycznie! Przyszłe mamy nie bójcie się!